piątek, 21 lipca 2017

Co robiła Silvana, kiedy jej nie było?

^Ryś z opolskiego zoo. Zanim zaczęły mi się, ekhem, pewne jazdy, udało mi się odwiedzić parę fajnych miejsc.

Ludovico Einaudi - Nuvole Bianche
Kiedy piszę ten post, biję się z własnymi myślami.
Jednak zawsze wiedziałam, że wrócę. A teraz, gdy wracam, czuję się... wreszcie innym człowiekiem, chociaż odrobinkę się boję. Mam przed oczami moją całą historię w blogosferze, jakkolwiek patetycznie to brzmi. Ale to wraca, właśnie w takich momentach jak ten. Znów przypominają się stare porażki, choć nie przeczę - czuję większą radość niż strach. Strach - przede wszystkim dlatego, że znowu mogę nie podołać...
Albo nie. Co ja będę ukrywać, dla mnie to po prostu powrót po przerwie. Dłuuugiej przerwie, ale jednak tylko przerwie.
Doskonale zdaję sobie sprawę, że w przeszłości nie podołałabym. Rok temu... Cthulhu! Ciary przechodzą normalnie. Rok temu moje życie zmierzało w dziwną stronę. Kwiczę nieźle, jak pomyślę o swojej nieświadomości w tamtym czasie.
Tak zwięźle opisując, próbowałam walczyć, pozbawiając się coraz to nowych narzędzi do walki. Już w tamtym okresie dużo mi się posypało... no bo tak było. Tak to jest, jak ktoś chce być sprytniejszy niż mądrzejszy. Rodzina, studia, w końcu ja sama. Chaos i czarne dziury. To działo się od lat. Być może osoby, które dłużej mnie znają, zauważyły pewne moje odchyły w zachowaniach. Zniknięcia.

^Nuri, tygrysica z wrocławskiego ogrodu. To tutaj spędziłam prawie całe pół roku. Hehe, dosłownie - czyli w ogrodzie zoologicznym :D.

Ostatni rok był nie-zwykły. Był pełen tygrysów i gekonów, lęku i bezwładności, odważnych podróży i strachu przed wyjściem z domu.
Postanowiłam wrócić z kilku powodów.
1. Warsztat pisarski, który zaniedbałam, a który fajnie byłoby nadrobić. Z tego miejsca dziękuję od razu Dhaumaire z WS za recenzję Fotograficznych! Kurczaki, dziewczyno, dałaś mi porządnego kopa w rzyć i to pozytywnego.
2. Zdjęcia, zdjęcia. Siedzą i się kurzą na dyskach, rozmnażając się w tempie gorszym od króliczego.
3. No i znowu wyjdzie patetycznie i mega sirius, ale kij z tym. Chciałabym wrócić dla tych, którzy zmagają się ze swoimi wewnętrznymi demonami i nie widzą dla siebie nadziei. Albo powoli zaczynają się poddawać. Albo wstydzą się, uważając, że to, co je dotyka to zwykła słabość, a przecież trzeba mieć dupę ze stali.
Jestem w połowie pobytu na oddziale dziennym szpitala psychiatrycznego. Kiedyś nie wierzyłam, że wyjście z lęków, z niemocy, z natręctw jest możliwe. Uznawałam to za defekty charakteru, za słabości, nad którymi nigdy nie zapanuję... A które rozwalały mi życie. Bo jak można nazwać dni spędzone w łóżku w sosie z frustracji, bez jedzenia, dbania o siebie, jakichkolwiek relacji? W końcu jedynym moim pragnieniem było - Ja chcę w końcu żyć, ponieważ czułam, jak z każdym kolejnym dniem, godziną, sekundą, tracę to życie.
Teraz widzę więcej. A przede wszystkim wierzę.
I chciałabym tą wiarą podzielić się z Wami. Po prostu czuję, że chcę - i że powinnam.

^Gekon Kochi; zdjęcie wybrane z mojego małego projektu gekonowego, nad którym pracowałam podczas pobytu we Wrocławiu.

Mój czelendż to na razie post raz na dwa tygodnie. Nie obiecuję, że na początku mi wyjdzie... Albo że znów nie zdarzy się przerwa. Postaram się jednak pilnować. Zobaczymy, co tam z tego wyjdzie.

No i na dziś dość wynurzeń. I tak pewnie wyszło nieskładnie, ale dzisiaj robię sobie święto, jak po dentyście z niemyciem zębów (ekhem, tak naprawdę, tylko dentystka nazywa to świętem, bo po prawdzie pasowałaby lepiej katorga).
Z uwagi, że to cholerny strumień świadomości, nie zagości w Spisiku. Za to foteczki wylądują w Galerii. Coming soon!

Żegna Was Sylvia nisoria, a wita Kirjokerttu* (a jednak - wciąż ta sama jarzębatka!)!

PS: Wyszło trochę niezgodnie z tematem postu; cóż, myślę, że takich pikantnych, tru szczegółów dowiecie się wkrótce z nowych opowieści.


___________________________________________
*Kirjokerttu - w języku suomi oznacza jarzębatkę (Sylvia nisoria), niewielkiego ptaka z rodziny pokrzewek.

1 komentarz:

  1. Kochana byłam na oddziale dziennym w klinice chorób nerwowych jak to ładnie nazwali. Niesamowite przeżycie i jestem wdzięczna za to że tam trafiłam. Nie będę się rozpisywać, lęki i nienawiść do siebie mnie niszczyły. Teraz jestem zupełnie innym człowiekiem.
    Jeśli miałabys ochotę podzielić się obawami i myślami to pisz... To ważne by dzielić się doświadczeniami w tych skrywanych przez społeczeństwo tematach. A przy okazji popchnęłaś mnie nieświadomie to napisania posta o którym myślałam juz dawno.
    maria.kotlarz@gmail.com
    jakby co to jestem.

    OdpowiedzUsuń