21 lutego 2014; Białowieża
Tego ranka zastałam drogę, pola i łosie
zatopione me mgle.
Do tej pory widzę krajobraz rodem z filmu
fantasy; oszronione trawy, kryjące się w białych oparach, drogi prowadzące
"donikąd" i labirynt ścieżek zwierzyny w młodniku. W pobliżu ściana
puszczy. Siedząc pod jedną z sosen, delektowałam się nieśmiałym śpiewem ptaków,
w tym kosa. A teraz, gdy za oknem deszcz nieustannie uderza w parapet,
wspomnienie nabiera jeszcze większej mocy.
Można rzec, że to zdjęcia z mojej
pierwszej "zasiadki", choć może średnio "profesjonalnej". Mam nadzieję, że wkrótce uda mi się zorganizować zasiadkę "z krwi i kości" i będę mogła zaprezentować owoce swej pracy : ).
***
Wracam po przerwie, spowodowanej m.in. wielkim szaleństwem szkolnym. Już wkrótce kolejne opowieści! :)
Białowieża o świcie... Ależ zazdroszczę, choć wolałbym ją w kwietniu, czy maju.
OdpowiedzUsuńMieszkasz w tamtych okolicach?
Pozdrawiam i życzę zasiadki w pełni profesjonalnej.
Andrzej
Byłam raz także w maju i naprawdę jest piękna. Ozdobiona świeżą zielenią, kwitnąca, rozśpiewana... :)
UsuńNiestety nie. Mieszkam w zupełnym przeciwieństwie Białowieży...
Również pozdrawiam i dziękuję! :D
ŁOSIE! <3
OdpowiedzUsuńNaprawdę piękne, powinnaś pracować dla NG ;)
Ojaa, dziękuję! :D Do NG, szczególnie starego z duszą, mam jeszcze daleko, ale uznaję to za znak, że jestem na dobrej drodze ;)
Usuń