poniedziałek, 29 lutego 2016

15. Czeski sen zaklęty w piórach


Wyprawa na Czechy. Marzyłam o niej od dawna... po cichu... wieczorami przeglądając niezliczone galerie zdjęć i wytyczając hipotetyczne trasy, a nocami śniąc o zoologicznych, szalonych i pełnych adrenaliny przygodach poza granicami Polski. Wciąż jednak musiałam czekać. Wiele lat minęło, lecz sny miały w końcu się ziścić. Wraz z końcem września, roku 2015, kiedy między ciepłe promienie słońca coraz częściej wkradał się przenikliwy, zimny wiatr, a liście były w trakcie swojej corocznej przemiany, miałam opuścić ojczysty kraj i obrać kierunek na południowy zachód.

Przekraczając granicę polsko-czeską, w głowie miałam jednak przede wszystkim najróżniejsze drapieżniki, z naciskiem na kotowate. Czeskie zoo to po prostu raj dla felinoszaleńców – koty rdzawe, oncille, margaje, pantery mgliste... wszystko, czego dusza zapragnie! Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że zostanę oczarowana przez pióra – długie i czarne jak smoła; niewielkie o fantastycznych wzorach; delikatne, mieniące się wszystkimi kolorami, jakie tylko może zobaczyć ludzkie oko. 

Czeskie ogrody zoologiczne kryją w sobie wiele tajemnic wziętych prosto z jednej z najpiękniejszych ksiąg Matki Natury, znaną pod tytułem Aves. Wystarczy otworzyć oczy i ruszyć czarującymi alejkami.

^Kariama czerwononoga; Praga, naturalne światło

Na dobry początek niech będzie historia z Pragi. Niesłychanie ciepły i słoneczny dzień, pachnący latem, dobiegał końca, a wraz z nim kończył się także czeski sen. Przechodziłam sobie kolejnymi alejkami, drżąca jeszcze z wrażenia obserwacji oncilli* i patrzyłam jak złote promienie walczyły z nadchodzącym cieniem i mrokiem. Byłam w euforii i nie potrzebowałam już nic więcej do szczęścia. 

A jednak, właśnie w takich chwilach, kiedy rozumem rządzi przekonanie "nic więcej już się nie zdarzy"  zdarza się najwięcej. Zmierzając do wyjścia, mijałam różne ptasie woliery. Jedna z nich była niezwykle ciekawie oświetlona. Należała do kariam, południowoamerykańskich ptaków o długich nogach i charakterystycznych "wąsach" nad dziobem. I akurat taka kariama postanowiła stanąć sobie w blasku zachodzącego słońca, tak, by jej oko mogło lśnić w tych ostatnich promieniach lata... To tylko brzmi tak patetycznie, bo w wizjerze wyglądało po prostu bosko. Jedno spojrzenie, jeden błysk, jedno ujęcie.

^Orłosęp; Ostrava

Ostrawa, 28. września. Początek czeskiego snu. 
Spieszyłam się. Wciąż nie odnalazłam małych kotów, z naciskiem na koty rdzawe. Doszły mnie słuchy, że miały potomstwo, a to oznaczało, że szanse fotograficzne wzrosły o dwieście procent. Już nie pamiętam, jak wypatrzyłam alejkę wśród bujnych krzewów, ale skierowałam się nią. Początkowo nie była wcale obiecująca – miałam ograniczony czas, a zamiast wesołej rodzinki Prionailurus rubiginous dostałam rząd wolier. Dopiero gdy podeszłam bliżej, zwolniłam kroku, za to moje serce przyspieszyło. 

Najpierw ujrzałam ścierwniki, gatunek nie dla każdego może ładny, lecz na pewno oryginalny. Ponadto inteligentny; ptaki te nauczyły się rozbijać skorupki jaj kamieniami (do czego też, jako ciekawostkę, załączam film). W kolejnej wolierze uważnie przyglądał mi się kruk wielkodzioby; miałam wrażenie, że oboje czerpiemy jakąś satysfakcję z fotografowania - ja, bo miałam ciekawy temat, natomiast on, gdyż te całe śledzące każdy, choćby najmniejszy ruch, obiektywy z ich ogromnymi soczewkami również nie są jeszcze czymś powszechnym. Za krukami, nieco dalej, mieszkały zaś kondory królewskie oraz orłosępy. Dopiero kiedy podeszłam bliżej, doznałam "ataku fotografa", zdarzającego się tylko przy nagłych i niespodziewanych okazjach do zdjęć. Potężny orłosęp był wprost na wyciągnięcie ręki, bił od niego majestat, a do tego oświetlało go miękkie światło, miło współgrające z jego piórami. Podobnie jak wcześniej kruk, wielki jegomość o niezwykłej aparycji przyglądał mi się uważnie. Potem odleciał na nieco dalszy konar. 


Ostrawa to nie jedyne miejsce, gdzie można zobaczyć z bliska orłosępy. Prawdziwą bajką jest Praga z jej niezwykle przestrzennymi i pięknie zaaranżowanymi wolierami, gdzie "brodate sępy" można ujrzeć w pełnej krasie, siedzące na ciemnym, skalnym zboczu.

A wracając do Ostrawy, okazało się, że ptasia ścieżka prowadzi również do kotów rdzawych. W Ostrawie "wygrałam zdjęcia".

^Sekretarz; Olomouc
(Zdjęcie było rozgrzebywane mocno w kolorach, bo balans bieli w oryginale wył.)

Sawannowy, długonogi drapieżca o urokliwym, czarnopiórym czubku, z ukochanej Afryki, któremu mogę wybaczyć nawet polowanie na węże – ot, cały sekretarz. Wisiał na mojej niespisanej "Liście zoologicznych marzeń" od dawien dawna, więc bardzo ucieszyłam się, mogąc spotkać się z nim "twarzą w twarz" (chociażby właśnie w Ołomuńcu).

Bohater zdjęcia miał zamiast jednej nogi, protezę, lecz nie ujmowało to w niczym jego urokowi. Błysk w oku Łowcy Węży i tak budził respekt.

^Dzioborożec kafryjski; Olomouc

Ołomuniec nie skrywał spektakularnych niespodzianek, jak Ostrawa, ani nie był bajką niczym Praga. Jednak stanowił dowód na to, że wszędzie można wypatrzeć coś ciekawego. Ołomuniec miał właśnie kilka takich wielkich, ptasich wolier. W jednej z nich żyły dzioborożce kafryjskie. To są dopiero niezwykłe stworzenia! Łatwo wyobrazić sobie bawiące się młode wilki... Ale czy wyobrażacie sobie bawiące się ze sobą ptaki? No to patrząc na kafryki, już możecie (zabawa jest zachowaniem niezwykle rzadkim wśród ptaków*). Te największe na świecie dzioborożce prowadzą w ogóle dość złożone życie społeczne; sam fakt, że młode towarzyszą rodzicom jeszcze przez kilka lat jest godny odnotowania.


A na koniec coś dzikiego, bo oprócz wielu egzotycznych gatunków, ogrody stanowiły dom lub przynajmniej część terytorium dla wielu wolno żyjących ptaków. 

Zastanawiałam się właśnie, jak podejść lamparta jawajskiego, by jakoś ładnie skomponować kadr (no... i czekałam, aż koty skończą popołudniową drzemkę), gdy usłyszałam wysoki, wręcz nieco przenikliwy ptasi krzyk. Pierwsza, luźna myśl: drapieżnik. Niebo było czyste. Dwie sylwetki, charakterystyczne dla sokołów, odcinały się od bijącego w oczy błękitu. Pustułki. Wciąż, w regularnych odstępach, niósł się ich piękny głos, który na żywo usłyszałam chyba po raz pierwszy. Zatoczyły jedno-dwa koła i poleciały dalej, znikając za wysokimi wolierami kotów.


_______________
*oncilla - najmniejszy kot Ameryki Południowej, blisko spokrewniony na przykład z ocelotem; szalenie rzadki w ogrodach zoologicznych; według Zootierliste Praga jest jednym z trzech zoo w Europie prezentujących ten gatunek;
*Do tej pory spotkałam się w filmie i literaturze z taką tezą. Jako przykłady ptaków, które potrafią się bawić miałam okazję poznać papugi kea i właśnie dzioborożce kafryjskie.
***
Wprowadziłam nowy układ - czy posty są bardziej przejrzyste, czy lepiej wrócić do "klasycznych" odstępów między wierszami? Wasza opinia będzie bardzo pomocna! :)

To całkiem intrygujące. Nagle doznałam jakiegoś odblokowania. Ten post leżał wśród szkiców od miesięcy, a ja w końcu o nim zapomniałam... Teraz skończyłam go w jeden wieczór.
Szukałam błędów, ale mogło mi coś umknąć.

2 komentarze:

  1. Widzę, że na odmianę dominacja ptaków na Twoim blogu. ;)
    Miałam w tym roku w wakacje jechać do Pragi, ale nie wypaliło i planuje jechać tam w tym roku. I dobrze, bo pomysł zwiedzenia tamtego zoo jest całkiem dobry. :) Jak widać warto tam zajrzeć.
    Jak dla mnie taki układ postów jest dobry. :) Chociaż ten poprzedni też był czytelny.
    Pozdrawiam! [animalsworld]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem trzeba coś tam odmienić ;). W planach jest mnóstwo materiału wszelakiego rodzaju, ale nie ma co ukrywać, najlepiej pisze mi się o drapieżnikach.
      Warto, warto :). Czeskie zoo w ogóle reprezentują wysoki poziom, jednakże Praga... to bajka :3. Myślę, że to byłaby także świetna inspiracja do notek gatunkowych ;).
      Dziękuję za opinię :D!
      Pozdrawiam!

      Usuń