niedziela, 25 marca 2018

23. Brneńskie manule


Lord Huron - Fool for love
Manul to jeden z najbardziej ekstrawaganckich przedstawicieli rodziny kotów. Małe uszy osadzone na okrągłym pyszczku i do tego schowane w puchatym, imponująco gęstym futerku. Kocie ruchy nabierają tutaj zupełnie nowego znaczenia; najbardziej dosadnie opisałabym manula jako futerkowego serdelka, mającego władzę nad czasem, którą wykorzystuje niebezpiecznie często. Wyobraźcie sobie naprzemienne a to zastyganie w kompletnym bezruchu, a to zamiatanie łapkami z prędkością ponaddźwiękową. Manul to niekwestionowany mistrz w nagłym zmienianiu biegów. Przydaje mu się to w jego ekstremalnym, górskim środowisku. Raz musisz wyglądać jak skała, by nic Cię nie zeżarło, by zaraz potem wyprowadzić nagły i szybki atak, by zeżreć zwierzątko obok.


Manul nie jest specjalnie pospolity w ogrodach zoologicznych Europy. Według Zootierliste można zobaczyć go raptem w około 38 zoo! (dla porównania: jaguar w 111)
Ja swojego pierwszego spotkałam w rodzinnej Warszawie. Przed laty zoo odnosiło sukcesy w hodowli manuli. Pamiętam jak na dawnym wernisażu wystawy fotograficznej (albo 2006 albo 2007 rok) chwaliło się odchowaniem piątki kociaków.
No ale kociaki kociakami, od tamtego czasu musiało minąć 10 lat, żebym mogła wstać rano, spojrzeć w lustro i z uśmiechem powiedzieć: mam wreszcie fotografie manula, które nie są impresją! Moje marzenie spełniła kotka z Brna.


Będąc w Brnie nastawiałam się głównie na focenie rysi kanadyjskich i kotów arabskich. Oczywiście, jak można się domyślić, za dużo z tego nie wyszło. Ale właśnie to jest najpiękniejsze - kiedy podchodzisz do jakiejś randomowej ekspozycji i nagle olśniewa Cię myśl "kurde, to będą jedne z TYCH zdjęć w życiu!".
Woliera manuli położona była w zacisznym, zacienionym miejscu (czytaj: godzinę-dwie później powróciłyby manulowe impresje w fotografii). Piękna, puchata kicia siedziała sobie nisko na drzewie i robiła to, co większość kotów lubi robić najbardziej - obserwowała wszystko ze swojej kryjówki na wysokości. Wizualnie od razu uderzył mnie paradoks rozczochranej, ale ułożonej sierści i oczu zielonych jak liście wokół nich.
Oczywiście, jak na wspomnianego typowego kota przystało, wkrótce kici znudziło się siedzenie na drzewie i chwilę później wylądowała na ziemi. Wiecie co jest jeszcze urocze w manulach? Ich gruby, prążkowany ogon oraz kontrastowe (!) miedziane podeszwy łapek, świecące rudością podczas truchtania.
Pani Manula zrobiła piękną prezentację typowych manulowych cech, a potem ustawiła się już do artystycznych portretów. No serio, nie koloryzuję! I pomyśleć, że wiele ogrodów nie chce trzymać małych kotów, bo są nieatrakcyjne. W istocie, to był pierwszy manul, który okazał się nie być totalnym introwertykiem, ale i tak uważam, że przy odpowiedniej aranżacji wybiegu szłoby stworzyć cuda. Jednak to już dygresja. Spotkanie z manulem w Brnie skończyło się niestety atakiem paniki i nerwicy natręctw, bo od strzelania foć jak z karabinu maszynowego poszła migawka. Ale było warto.

Jak Wam się podoba manul? A może mieliście szczęście zobaczyć go na żywo?;)


***
Lord Huron i jego Fool for love jakoś mi bardzo pasują linią melodyczną. No i miłość do niedostępnych małych kotów... Pasuje idealnie.
Przed moim czeskim tripem zapraszam na więcej postów o Brnie, Pradze i Dvur Kralove!:) Teraz chyba zdecyduję się na skupieniu przede wszystkim na pierwszym.
Aha i trwa remont menu, więc różne rzeczy mogą dziwnie wyglądać, prowadzić do innego wymiaru lub nie prowadzić nigdzie. Wkrótce totalne odświeżenie:)!

8 komentarzy:

  1. Piękne zdjęcia! Ja nie miałam dotąd szczęścia zobaczyć manula na żywo, ale to jeden z moich ulubionych kotowatych, więc nie tracę nadziei i będę go wypatrywać :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję!:) Trzymam kciuki! Wydaje mi się, że w Polsce najłatwiej zobaczyć go w Krakowie, szczególnie kiedy są kociaki ;).

      Usuń
  2. Nie widziałam jeszcze takiego kota, a trzeba przyznać, że jest piękny. Uwielbiam koty od tych największych do tych domowych. Zdjęcia zrobiłaś cudowne, brawo. Pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się w takim razie, że mogłam zostać pośredniczką nowej "znajomości" ;)!
      Bardzo dziękuję:)
      Również pozdrawiam!

      Usuń
  3. Kot to kot nawet jak ekscentryczny... ;)
    Ps. Masz 125% racji przymdobnrej aranżacji wybieg małych kotów był by ciekawszy niż jeden sfrustrowany tygrys zdychajacy z nudów na kłodzie (standard w zoogrodach).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie! Im bardziej ekscentryczny tym lepiej;) Choćby taki serwal, który nie ściga, nie biega za zdobyczą, a zdaje się na swoje szczudlaste łapy i ogromne uszy, by doskonalić się w skokach ;). (Aczkolwiek, nieco paradoksalnie, jest najszybszym reprezentantem podrodziny Felinae)

      Jak pomyślę o małych kotach, to jakoś od razu na myśl przychodzi mi Wrocław i ekspozycja rysi. Przestrzenna, zadrzewiona, z kryjówkami. Często trzeba się kotów naszukać, ale z drugiej strony nigdzie indziej nie widziałam z tak bliska około dwumiesięcznego kociaka.
      Na szczęście standard odchodzący powoli do przeszłości (o ile oczywiście jakiś ogród chce się z tą przeszłością pożegnać. Często mam wątpliwości, kiedy patrzę na "nowoczesne" wybiegi powstające w ostatnich latach).
      Ostatnimi czasy największe wrażenie zrobiły na mnie dwa szwedzkie zoo:
      https://www.zoochat.com/community/media/tiger-world-kolmarden-wildlife-park.171782/
      https://www.zoochat.com/community/media/siberian-tiger-exhibit-2.275569/
      Ale bardzo ciekawe ekspozycje (szczególnie zapamiętałam rosomaki i tygrysy syberyjskie właśnie) ma niemieckie Eberswalde.

      Usuń
  4. Manul - cudne kocisko! Niestety, na żywo ich jeszcze nie spotkałam. Ale może kiedyś...
    O.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojj, cudne!:D Taka trochę bratnia dusza podróżnika, bo oboje muszą znaleźć sposób, jak przetrwać w ekstremalnych czasem warunkach. ;)

      Usuń